Minimalizm w szafie, czyli dlaczego go mam i jednocześnie nie mam

By | 12 stycznia 2014

Minimalizm mnie inspiruje, ale raczej minimalistką się nie stanę. Ale z szafą, powiem Ci, mam szczególnego rodzaju problem. Bo minimalizm w szafie akurat mam i jednocześnie go w szafie nie mam. Jak to?

Minimalizm w szafie, czyli raz się chudnie a raz tyje…

Świadoma jestem tego, że raz chudnę a raz tyję. Minimalizm w szafie mam na 1 rozmiar. I nadmiar ubrań, gdy się to zbierze zusammen do kupy.

W jednym roku potrafię mieć naprawdę sporą różnicę w wadze. A 2 lata, to już przepaść.

Na ten 1 rozmiar, to ja nawet, może Cię zaskoczę, mam skrajny minimalizm. Ascezę.

Czasem patrzę zazdrosnym okiem na koleżanki, które utrzymują linię. Gdzie one trzymają te wszystkie ubrania?

Ubraniowa asceza, nie minimalizm

Jedyne jeansy (na dany rozmiar) się przedziurawiły i trzeba było kupić spodnie.  Przedziurawiły to mało powiedziane. One się jakby rozleciały w kroku. Zbladły a potem koronka.

Tak, wiem, na grupach zero waste to znają tricki takie, że kolejne 10 lat w tych spodniach można byłoby przepękać. Ale u mnie ani talentów, ani pomyślunku, ani chęci do zaszywania specjalnymi ściegami tej koronki w kroku.  No i nie czuję klimatu. Takie spodnie to potem na działkę może, nie do korpo.

Wybrałam sposób najprostszy. Doceń moje zaangażowanie:

  • spisałam symbole ze spodni
  • pojechałam do galerii
  • podeszłam do pani i pytam: gdzie spodnie.

Nie ma.

Rozumiem teraz filozofię Levi Straussów i ich “501”.  Rozumiem Steve’a Jobsa.

 

minimalizm w szafie

Spodnie przerobione na torebkę. Robota przyjaciółki.

Lepiej mieć jednak 2 pary spodni

Bo zawsze coś się może zdarzyć.

Na przykład rano  rano wstałam do pracy i wywaliłam się na środku ulicy. Tuż pod blokiem.

Kiedyś, w delegację, pojechałam z jedną parą spodni. Bo na 1 dzień przecież. Zasiedzieliśmy się w barze. Wylałam na siebie piwo,. Spodnie dosuszałam w hotelu suszarką do włosów.

Ale to naprawdę nic…

Innym razem, już mądrzejsza, pojechałam z dwiema parami. Zahaczyłam o drzwi samochodu i na tyłku wycięło mi się jakimś dziwnym trafem wielkie L.

WIELKIE “L”

Płachta materiału latała w tę i tamtą.

Publicznie.

Bez jaj.

Zatem mój minimalizm w szafie jest taki, że muszę mieć dwie pary jeansów. Zawsze.

I…

Niezliczoną ilość kominów, chust, szaliczków w różnych kolorach tęczy. Nie oddaję, nie wywalam, używam.

A jak u Ciebie z szafą?

Pełna ubrań?

Co robisz z ubraniami, których już nie używasz?

 

Podziel się :)