Znalazłam tatę – leżał w swoim mieszkaniu – z głową opartą o lodówkę, był przytomny, ale było z nim bardzo, bardzo źle. Wezwałam pogotowie. Może coś z rozrusznikiem, może coś zrobią.
Dzwonią dzieci.
– Mamo, bo przyjechało do nas pogotowie…
Podałam mój obecny adres zamieszkania. Ciągle go przecież podaję. Reaguję jak pies Pawłowa. Wyraz “adres” moim dzwoneczkiem. Wskazówką do uruchomienia nawyku.
– Mamo, ale mówią, że my kawał zrobiliśmy.
Odkręcam. Przepraszam. Dzwonię, tłumaczę się. Zmarnowane minuty. Chwilowo nie czyjeś życie. Ale tylko chwilowo (EDIT: tato już nie wyszedł ze szpitala).
Każdy nawyk – stary czy nowy, dobry czy zły ma w sobie automatyzm. Zadecyduje za nas, broniąc mózg przed przeciążeniem.
Jak dziś.