Minimalizm w biblioteczce
Książki to moje utrapienie na drodze minimalizmu. Naprawdę wielu książek się pozbyłam, porozdawałam, sprzedałam, postawiłam na boocrossingowej półce. Ciągle zmagam się z oddaniem niektórych polonistycznych skarbów, choć dojrzałam do tego, by sprzedać książkę Swedenborga i wystawić na olx i allegro książki o Mickiewiczu.
W ramach czołgania samej siebie przeczytałam te książki, które kiedyś tak bardzo chciałam przeczytać, ale nie zrobiłam tego przez lata. A nawet dziesięciolecia, jak w przypadku “Dymów nad Birkenau”. Po prostu stały na półce. Teraz niektóre jeszcze stoją, ale za to… przeczytane. To postęp, bo przecież bywa, że się książki kupuje i nie czyta.
W pewnym sensie można byłoby uznać, że jest naprawdę OK w kwestii minimalizowania książek. Że w zakresie biblioteczki jest progres. Ale nie jest.
Książek z psychologii przybywa. Kilka mam na czytniku, ale większość stoi na półce. Wolę korzystać z papierowych wersji, mimo że czytnik również ma możliwość zakreślania wybranych fragmentów. Po prostu te książki wertuję. Dodatkowo problem w tym, że książek – podręczników z psychologii- na czytnik po prostu nie ma. Nie minimalizuję, tylko dokupuję.
Gromadzą się też książki o minimalizmie. Większość z nich to taki wyciąg z wszystkich innych ważnych dla mnie pozycji, np. Esencjalisty. Przewijają się te same koncepcje, nierzadko te same cytaty. Ale niestety nie umiem się oprzeć kolejnej książce o minimalizmie. Rzadko mnie jednak zaskakuje ujęcie tematu. Mam kilka swoich perełek, ale kolejne musiałyby mieć w sobie powiew świeżości albo stać się naprawdę tą jedyną ważną książką, by inne wydały się blade. By ta jedna zredukowała moją biblioteczkę o kilka innych. By była taką kwintesencją wszystkiego. Paradoks – kupuję książki o minimalizmie.
Kupuję nowości o minimalizmie, co pocieszające, by je przeczytać i potem sprzedać. Dusza się wyrywa i wcale nie jest cierpliwa, by poczekać na egzemplarz z biblioteki. I tym sposobem między zakupem a sprzedażą gromadzą się dobra, których praktycznie nie potrzebuję. To naprawdę głupie próbować odgracić przestrzeń i jednocześnie kupować nowe książki o minimalizmie. Jakiś, powiedziałabym, absurd. Ale cóż – muszę, inaczej się uduszę 🙂 Podobnie miałam w kwestii Zespołu Aspergera – musiałam koniecznie mieć każdą nowość. Teraz nie zdarza mi się czytać książek o Zespole Aspergera a nawet przekazałam część biblioteczki na konkurs facebookowy. Chyba zatem w minimalizowaniu nie wyszłam jeszcze z fazy raczkowania i zachwytu nowicjusza 😉
I tak to właśnie, po okresie czystek, okazuje się, że biblioteczka znów się rozrasta. Parapet w salonie i ulubiony stolik przy fotelu zalały książki o psychoterapii i z psychologii. Jest kilka nowości o autyzmie i Zespole Aspergera, ważne pozycje, które dostałam do recenzji. No i ten minimalizm. Pocieszające jest to, że jest też kartonik z książkami do wydania 🙂
A jak u Was? Gromadzi się?
Bo ja skłaniam się ku podjęciu wyzwania: zero zakupów książkowych przez rok. Nie, to nie przejdzie… Albo: trzy książki z domu, jedna do domu.
To ja dziękuję i cieszę się, że jest nas więcej ?
Witam, trafiłam na blog przypadkiem. Jestem właśnie na początku tej drogi... może trochę młodsza, chociaż wiek to ponoć tylko liczba…
Dzień dobry, Tak.
Dzień dobry mam pytanie czy po studiach magisterskich na psychologii można otworzyć prywatny gabinet??? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Tak, od pół roku pracuję jako psycholog. Po 20 latach pracy w korporacjach zmieniłam całkowicie ścieżkę zawodową ?