Język angielski na studiach psychologicznych – skok na głęboką wodę

Na studiach psychologicznych wybrałam język angielski, chociaż praktycznie jestem samoukiem z kilkoma podejściami do różnych kursów. Moje 2 największe problemy, jeśli chodzi o język angielski na studiach psychologicznych (i ogólnie) to:

  • strach przed mówieniem
  • interferencja proaktywna

Jeśli chodzi o strach przed mówieniem, to miałam tak od zawsze. najpewniej wynika to z tego, że chciałabym mówić idealnie, gramatycznie i w ogóle. Ukończona filologia polska najwyraźniej daje się we znaki.

Interferencja proaktywna nie ułatwia mówienia. Nowy materiał nie chce się nadpisać nad starym. Po prostu mam w głowie pewne pojęcie o tym, jak powinno się wymawiać dane słowo. Problem z tym, że sama sobie tę wymowę wymyśliłam dawno temu, gdy mój kontakt a angielskim polegał na czytaniu. W głowie wymawiałam po swojemu. teraz nie dość, że nie chce mi się “wgrać’ nowa wymowa, to jeszcze przez to nie rozumiem prostych wyrazów, które ktoś do mnie mówi. Oczywiście filmy i seriale jakoś to korygują, ale umówmy się stare nawyki wychodzą (zerknijcie do moich wpisów o nawykach).

I teraz mam przemyślenie: skok na głęboką wodę to jest to!

Nie ma innej możliwości niż się odezwać! Trafiłam do grupy, która po angielsku mówi nieźle, więc naprawdę nie pozostaje nic innego niż się odezwać.  Nie lubię być w tyle, więc będę się starała z całych sił.

Właściwie jestem bardzo zadowolona, że tak się złożyło, że napisałam test dobrze i że nie można się przenieść do grupy niżej. Czasami nie ma wyboru jak skoczyć.

Pamiętam, że  na polonistyce trafiłam do grupy zaawansowanej  z języka łacińskiego a moja znajomość ograniczała się do “rosa pulchra est” i egzamin zdałam potem na pięć. Przez pierwszy rok studiów łaciny uczyłam się nocami. Wykułam wszystkie deklinacje, koniugacje i wyprzedziłam wielu. Podobny skok z angielskim dobrze mi zrobi, jestem tego pewna.

Same teksty, które teraz przerabiamy,  nie są trudne. Słownictwo można opanować.

Oczywiście to  mnie przeraża, że w książce od angielskiego, którą dopiero będziemy przerabiać, jest narysowany mózg i wszystko co z nim związane jest po angielsku.  Znaczy się tego będę się uczyć. Teraz póki co delikatnie wkraczamy w kwestię zaburzeń, da się przeżyć, wykuć.

Ale za jakiś czas niechybnie przyjdzie mi uczyć się budowy mózgu po angielsku. Już szukam jakiegoś dobrego kursu na memrise.com. Niczego tak nie lubię jak się publicznie blamować 😉

Można powiedzieć, że jest  dobrze, tyle, że mój angielski  jest niepoukładany. Wielokrotne początki i foch na ten język. Do tego tu i tam coś wpadło do głowy i zostało, jakieś słówko albo idiom. Albo nawet jakiś wyjątek od reguły.

Od dwóch lat piosenki i filmy a niestety bywa, że podstawy gdzieś umknęły. Zaczynać od “I am” byłoby już nudne. Czasu na poukładanie od A do Z nie ma i teraz oto jestem w grupie najbardziej zaawansowanej a braki mam w podstawach a i wymowa leży (tak się kończy, kiedy się jedynie czyta i w głowie się rodzi złe wyobrażenie o wymowie, ciężko to odkręcić).

Można powiedzieć, że biorę udział w maratonie, chociaż nogi mi się plączą i nie przeszłam etapu raczkowania. Cóż. Nie pierwszy raz zaczynam od dupy strony. Bywało, że najpierw miałam film na DVD a potem odtwarzacz 😉

A może ktoś z czytających studiował psychologię i może mi zdradzić jak to z tym językiem na studiach jest? U nas idea jest taka: skończyć z poziomem b2+ i swobodnie czytać teksty branżowe.

 

Podziel się :)