Za stara na zmianę zawodu?

By | 24 sierpnia 2023

Za stara na zmianę zawodu?

Czy okazałam się za stara na zmianę zawodu? Czy można przed 50 zostać psychologiem? Otóż można. Zostałam psycholożką i pracuję w zawodzie. A teraz piszę specjalnie dla Ciebie o tym, co łatwe i trudne było w tym wszystkim.

Bywały dni, że myślałam, że jestem już za stara na studia i za stara na zmianę zawodu. Przypomnę Tobie tylko te dwa wpisy:

Skończyłam psychologię 2 lata przed moimi 50 urodzinami. Odeszłam z pracy z końcem października. Wypowiedzenie złożyłam w lipcu, jeszcze przed obroną. Z tą wiarą, że się obronię, no bo przecież dawałam z siebie wszystko na studiach i przy pisaniu pracy magisterskiej też. Gdzieś tam był ten lęk, że przecież nie mam jeszcze dyplomu. Ale większy był lęk, że zostanę i utknę w miejscu.

Że zaprzepaszczę wszystko i że z tego dołka będzie trzeba mnie wyciągać, bo sama podnieść się nie dam rady.

Trudno rzucić pracę po 17 latach. Trzeba powiedzieć ludziom, zmierzyć się z reakcjami. Miałam duże wsparcie w bliskich i przyjaciołach. Pamiętam, jak prosiłam kolegę, żeby trzymał kciuki, żebym dała radę. Żebym nie stchórzyła. Czułam, naprawdę czułam, że jeśli tego nie zrobię, to będzie ze mną bardzo źle.

Rzuciłam dobrą pracę, za w miarę dobrą kasę i przede wszystkim z fajnymi ludźmi, i poszłam w niepewność, bo inaczej nie mogłam. Wspierały mnie nagłówki z gazet, że potrzeba psychologów.

Tylko, czy ktoś weźmie psychologa bez doświadczenia?

Takiego tuż przed 50?

Weźmie. Nie martw się.

Ja, psycholożka, czyli nie byłam za stara na zmianę zawodu

Wysłałam dosłownie kilka CV. Kiedy dostałam w styczniu pracę w dwóch szkołach podstawowych, to miałam takie poczucie, że jeszcze nie dość wypoczęłam. Że nie otrząsnęłam się dobrze z tego, co za mną. Że może nie jestem gotowa na pracę w szkole. No i w ogóle jak taka praca wygląda? Tak codziennie?

Nie planowałam pracować 5 dni w tygodniu. I tak też się stało. Pracowałam przez 3 dni. Pozostałe 2 schodziły na webinary i zwykłe życie.  Już w marcu zaczęłam kurs z terapii poznawczo-behawioralnej dzieci i młodzieży, co było bardzo dobrym posunięciem. Na dodatek dofinansowanym przez szkołę. W odpowiednim czasie, czasie, w którym zdawało mi się, że tak mało wiem (to uczucie mnie nie opuszcza i to jest ok).  

Pierwszy miesiąc był naprawdę ciężki. Nie mogłam poskładać niczego w całość. Miałam wrażenie, że coś niby wiem, ale nic mi się nie układa w sensowną całość. Że mam zbyt wiele wątpliwości w każdym temacie. I jedyne pewne to to, że jestem niepewna swojego psychologicznego oka.

Wpadłam w pułapkę doszkalania się wszędzie, wręcz na siłę.  Dość szybko się z tego otrząsnęłam, ale prawda jest taka, że zafundowałam sobie niepotrzebny stres, zamiast skupić się na tym, czego faktycznie potrzebuję. Rzucałam się na wszystko, zwłaszcza gdy były hasła „samookaleczenia”, „autyzm”, „ADHD”. Brałam udział w naprawdę wartościowych szkoleniach, lecz nie zawsze dużo to dobrze dla mnie. No i nie można być specem od wszystkiego. Przecież, do licha, jakąś tam wiedzę ze studiów wyniosłam!

W końcu przyszła refleksja – przypomniał mi się stary wpis (chyba Sabiny Sadeckiej, choć nie mam pewności, bo nie zdołałam do niego dotrzeć po raz drugi, ale jest nowy, podobny), że trzeba przyglądać się jakiemuś tematowi, obchodzić go z różnych stron, wchodzić głębiej, badać. Potem dopiero przejść dalej. Musiałam się poukładać na nowo w tym moim podejściu do pracy. Że nie ma być na hurra, tylko spokojniej, delikatniej i głębiej. Stare porzekadło mówi, że tylko spokój może nas uratować i to jest ta myśl, do której musiałam dojrzeć.

Może być tak, że ja tak po prostu mam. Że „hurra”. Pamiętam początki w moich poprzednich miejscach pracy. One też były gwałtowne w moim wnętrzu.

W końcu przyszedł spokój ducha. Nie taki spokój “luz w tej pracy jak na rybach”, ale taki uwewnętrzniony spokój, że sobie dam przecież radę, że mam do kogo się zwrócić (superwizyjnie), że  nie muszę już, teraz, natychmiast wszystko wiedzieć. Że będę drążyć tematy długo i głęboko.

Że koniec z szarpaniem się.

I co najistotniejsze, że jestem ważna.  

Do pracy w szkołach doszła świetlica socjoterapeutyczna. I tak to jakoś się poskładało, że wyjechałam jako opiekunka do Francji na zaproszenie organizacji charytatywnej, która pomaga dzieciom z całego świata.  Trudne i dobre doświadczenie pod każdym względem (także językowym i kondycyjnym). To doświadczenie wytrąciło mnie z równowagi, ale nauczyłam się słuchać tego, co potrzebuje ciało i tę równowagę przywróciłam. Chciałam, to chyba taki syndrom młodego psychologa, zdobyć jak najwięcej doświadczeń. Więcej nie znaczy lepiej dla nas, choć taka szkoła życia działa trochę jak szczepionka.

Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj. 

Mark Twain

O łapaniu równowagi

Wiedziałam też, że nie chcę już braku równowagi w życiu. Już to przerabiałam.

Uspokoiłam się w tych swoich poszukiwaniach. Wróciłam do tego, co osobiście mnie interesuje w psychologii i psychoterapii. Więcej czasu poświęciłam (i poświęcam) depresji, zaburzeniom lękowym, związkom ciała i psychiki. Wróciłam w sposób naturalny do kwestii snów (wiadomo,  związek ciało –  psyche).

 I wróciłam do robienia dużo dla siebie. Kontynuowałam spacery, chodziłam na rehabilitację, terapię własną, pilates. Zajęłam się sobą na różne sposoby.  Jeśli obserwujesz mojego instagrama, to pewnie zauważyłaś, że mniej tam książek, więcej natury. Może kiedyś napiszę o tym więcej. O tym, ż intelektualizacja to mechanizm obronny.

Nie zmieniasz tylko pracy…

Nie do końca wiem, jak ująć to w słowa, więc napiszę prosto z mostu. Mam wrażenie, że zmienił się cały mój świat, bo wreszcie mogę być skupiona tylko na jednym. Nie muszę zużywać mojej energii („zawodowej”)  na sprawy inne niż psychologia.  Chociaż rozgrzebuję w terapii wszystkie zaprzeszłości, więc chwilowo jest jakby gorzej, to jednocześnie jest mi w życiu najlepiej od niepamiętnych czasów. Nie byłam w zgodzie ze sobą przez długi czas a to nigdy nie jest dobre. Ani dla ciała, ani dla psychiki.

Wrócę jeszcze na chwilkę do kwestii snów. Kiedy już tak byłam przez chwilę niemalże bezrobotna, to przyszła taka noc, że zasnęłam kamiennym snem i obudziłam się, śmiejąc się w głos. Było to niesamowite doznanie a że idę trochę w kierunku związku psychiki z ciałem, to wiem już, że moje ciało odreagowuje w snach wszystkie napięcia, gdy tylko się pojawią. Być może nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo daleko byłam od siebie, pracując tam, gdzie pracowałam przez tyle lat. Jak bardzo cierpiałam. I jak starałam się być dzielna. No i że nie dość wyraziłam radość z tego, że rzucam pracę i idę w nieznane. Głupio się było cieszyć, ale ciała nie oszukasz 😉

Od września będę pracować w 3 szkołach (więcej już nie dam rady, chociaż miałam propozycje) i dodatkowo (w ramach projektu) poprowadzę zajęcia w świetlicy socjoterapeutycznej (jako psycholog, chociaż jestem też socjoterapeutką). Nie wiem, czy praca 5 dni w tygodniu wyjdzie mi na dobre. Czy się nie zajadę. Myślę, że doszłam do jako takiej równowagi, w pewnym sensie wracając do siebie, do spraw, które mnie pociągają, do ćwiczeń, które pozwalają mi na lepsze życie. Do spacerów. Do książek, które kiedyś mnie kształtowały. I że wyczuję, gdy sobie tę równowagę zaniedbam.

Łatwiej zauważyć, kim się jest, kiedy odrzucisz to, kim nie jesteś. I wyluzujesz.

Prawdziwe bogactwo to nie to, ile twoja praca pozwoli ci zarobić, ale to, kim cię uczyni.

Pino Pellegrino

Zarobki młodej psycholożki

Zarobki psychologa szkolnego są jawne. Możesz sprawdzić sobie w tabelkach, jak to wygląda. Wyliczyć dla każdej części etatu (godziny samej pracy w szkole, czyli te dydaktyczne, wahają się między 20 a 22 godziny).  Na stronach z ogłoszeniami (kuratoryjnych) są podawane informacje, czy jest to pełen etat, czy część (np.6/22; 10/20). Są też instytucje, które podają, że etat to 40 godzin (prywatne przedszkola itp.).  Mnie interesowała praca w oświacie tylko na tzw. Karcie nauczyciela. Startuję od zera, czyli jestem początkującym psychologiem. W związku ze stażem pracy dostałam 20% dodatku. Sama poszukiwałam informacji, czy wlicza się staż w innych firmach – tak, liczy się 🙂

W jednej ze szkół mam dodatek wiejski (10%).

To oznacza, że ostatecznie moje zarobki (te od września) nie będą różniły się w sposób znaczący od tego, co zarabiałam wcześniej. Łącznie w szkołach mam 11+10+6 godzin, do tego tzw. godziny dostępu nauczyciela (2 co tydzień, 1 co dwa tygodnie), więc mój tydzień pracy to jakieś 30 godzin. Do tego rady pedagogiczne i przygotowywanie do pracy. Dojeżdżam do miejsc pracy, co zżera czas i paliwo, ale ostatecznie nie wszystko przekłada się na kasę, prawda?

Czy jest mi w życiu lepiej?

Tak.

Czy byłam za stara na zostanie psycholożką?

Nie.

Czy będzie łatwo?

Nie.

Czy warto?

Tak.

Daj mi proszę znać, czy moim wpisem jakoś Tobie w życiu pomogłam.

Podziel się :)