Czego można się dowiedzieć o sobie, pisząc pracę magisterską?
„Wielkie projekty natrafiają na wielkie przeszkody” 🙂 To cytat z włoskiego filmu, którego tytułu nie pamiętam (film był średni), ale TO ZDANIE… I właśnie takie jest moje pisanie pracy magisterskiej. Tyle tylko, że największą przeszkodą jestem JA 🙂
O sumienności, co ją mam bardzo nisko
Praca magisterska, z mojej obecnej perspektywy osoby teraz ją piszącej, to mierzenie się ze swoimi słabościami. Serio.
Nie wiem, czy już pisałam, ale ja w Sumienności (Wielka Piątka) mam 1 (w skali 1-10). Można powiedzieć własnymi słowami, że sumienna w podejmowaniu obowiązków jakby nie jestem. Z grubsza tak to wygląda.
U mnie jest tak, że jeśli grunt się nie pali właśnie, to dużo rzeczy jest mnie w stanie odciągnąć od magisterki. Serial na przykład (bywa, że oglądany po raz drugi).
Lecz kiedy już przysiądę, to umysł generuje mi nowe, lepsze pomysły na to i na tamto. Jak powszechnie wiadomo pulę wygenerowanych pomysłów trzeba byłoby jakoś ogarnąć. Poddać analizie. Oddzielić ziarno od plew. Zawsze jednak byłam dobra w „burzy mózgów”, reszta wymagała zbyt wielkiej sumienności (ależ jeszcze rzeczy do ogarnięcia na terapii, te schematy!).
No właśnie, nie zawsze u mnie z tą “resztą” jest pięknie, więc potem w trakcie muszę schodzić z jakiegoś kursu i obierać nowy. I ciężko usiedzieć na tyłku przy zadaniach wymagających sumienności, jak przepisywanie wywiadów.
I właśnie moje połączenie niskiej sumienności z tą kreatywnością to daje takie kombo „na hurra”. Takie, że pierwsze transkrypcje nie zawierały znaków/notatek zgodnie ze sztuką transkrypcji. Notowałam uwagi, ale one nie były jakby wystandaryzowane. Więc cóż, musiałam poprawiać np. [śmiech] na ((śmiech)). Tak pod górkę mogę zrobić sobie tylko ja 🙂 Oczywiście to ma swoje dobre strony, bo wywiady przy tych poprawkach znam bardzo dobrze.
Albo samo nagrywanie. Tego też do końca nie przemyślałam i nagrywałam wywiady online na dyktafon. Mam nagraną pracę mojej zmywarki oraz zepsute łożysko w pralce mojej sąsiadki. Taki mam dobry dyktafon! Kwestię nagrywania trzeba było sobie lepiej poukładać, ale byłam tak sparaliżowana wywiadami (introwertyzm a raczej niski wymiar ekstrawersji), że jakoś się tak rozeszło.
Wierzę, że nasze potyczki z losem mogą być wygrane; a to dlatego, że posiadamy pewne ważne rodzaje broni, jak zaangażowanie, wytrwałość i miłość, które wyrównują nasze marne szanse.
Jonathan Carroll, Na pastwę aniołów
Przykłady można mnożyć. Do tej pory objawienia miewam w czasie zasypiania lub wybudzania się i wtedy poprawiam coś, zmieniam koncept, jakieś detale, chociaż właśnie odesłałam do pani promotor niby poprawioną cześć pracy. Bo oczywiście ignoruję zasadę, że wkładam tekst do szuflady i sprawdzam po czasie. Jakim czasie, skoro go nie mam?
(Jak zrobię wpis, to też go poprawiam sto razy, bo zauważam błędy ortograficzne, stylistyczne, logiczne i wszystkie inne, wybaczcie)
To tak tytułem dłuższego wstępu.
Bo wpis jest o tym, czego się można dowiedzieć o sobie a ja przecież o swojej niskiej sumienności wiem empirycznie od dawna a dowód „testowy” mam chyba od początku studiów 🙂
Czego można się dowiedzieć o sobie, pisząc pracę magisterską?
Albo inaczej: czego ja się dowiedziałam o sobie?
Po pierwsze – nie toleruję zamknięcia w mieszkaniu. Nigdy nie miałam zacięcia np. do prac ogródkowych. Okazało się jednak, że bez możliwości wyjazdu gdzieś – usycham. „Rozkwitam” niczym bohaterka z „Perswazji” (świetny film na podstawie powieści Austen, z Dakotą Johnson). Muszę zobaczyć kawałek lasu, jeziora. Pozwiedzać. W sumie jest to pozytywna informacja, bo kiedyś mnie do spacerów nie ciągnęło, ale się wkręciłam 🙂 Więc czasem rzucam pracę magisterską i jadę „w Bieszczady”.

Po drugie – gdy jestem już na „płonącej platformie” i nie mam wyboru, to jestem zdolna do nadludzkiego dla mnie wysiłku. Oczywiście wysiłek ten jest teraz inny niż kiedyś. Jak studiowałam filologię polską i dostałam się do grupy zaawansowanej z łaciny, to całą noc z wtorku na środę zarywałam, bo z łaciny znałam „rosa pulchna est” i to koniec zaawansowania. Teraz wytrzymuję do godziny 1-2 maks (bo urlop i wstaję o 9). No i cóż, sen jest najważniejszy.
Po trzecie – świadoma swojej „sumienności” oraz szybkiej męczliwości umiem już bardziej zadbać o swoje zdrowie. A konkretnie – regularnie łykać to, co pani doktor przepisała w związku z moim stanem psychofizycznym. Zadbałam o to wcześniej, zrobiłam badania, skonsultowałam, choć nie jest to typowe dla mnie, by tak planować i tak chodzić koło siebie (te schematy!). No i oczywiście dbam, by się wysypiać, pić wodę. Z odżywianiem gorzej.
Po czwarte – niby nie umiem ustalać priorytetów, tu serial, tam coś, ale jednak wiem, co jest moim kierunkiem i czego odpuszczać nie mogę. Chociaż głowa leci w stronę Netflixa, to jednak nie marnuję całego dnia na kanapie. Najpierw robię swoje. A ustaliłam, że choćby nie wiem co, to ja robię codziennie coś związanego z pracą magisterską (robię sobie codziennie spis zadań) oraz aktywnością fizyczną (obecnie rower stacjonarny). Musiałam się nauczyć patrzenia na sprawy z szerszej perspektywy a zawsze był mi bliski ACT (terapia akceptacji i zaangażowania), oparty na wartościach. Liczy się każdy dzień, nasza codzienność, a nie to, co robimy od wielkiego dzwonu. Okazało się, że w miarę dobrze przekuwam te moje wartości na codzienne wybory.

Mogłabym rozdzielić te punkty na pomniejsze. Dodać, że jeszcze wieczorami pracuję z oddechem (ćwiczenia z książek o rezyliencji), że pomiędzy tym wszystkim minimalizuję swój księgozbiór, ale to jest wpis o tym, jak ja samą siebie zaskoczyłam podczas pisania magisterki 🙂 A minimalizowanie i ćwiczenia oddechowe nie zaskakują.
A jak u Was, przyszli psychologowie?
Czy są tu jacyś?
P.S. Mam zdolności do pisania o sobie i bardzo często zapominam o „kliencie”. Że tu przychodzi w poszukiwaniu różnych informacji i porzuca stronę, gdy ich nie uzyskuje. Zrobiłam kurs copywriterski, ale, jak widać, „krew w piach” 🙂 A tak na serio, to mam nadzieję, że zwyczajnie czujesz się tu bardziej „domowo” i masz większy próg tolerancji na moje refleksje.
To ja dziękuję i cieszę się, że jest nas więcej ?
Witam, trafiłam na blog przypadkiem. Jestem właśnie na początku tej drogi... może trochę młodsza, chociaż wiek to ponoć tylko liczba…
Dzień dobry, Tak.
Dzień dobry mam pytanie czy po studiach magisterskich na psychologii można otworzyć prywatny gabinet??? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Tak, od pół roku pracuję jako psycholog. Po 20 latach pracy w korporacjach zmieniłam całkowicie ścieżkę zawodową ?