Jedyny sposób, by pozbyć się pokusy

By | 3 czerwca 2017

To oczywiście ulec jej. Oskar Wilde miał rację. No ale jednak natychmiastowa gratyfikacja ma swoje minusy. Ogromne minusy! Charakter się nam nie rzeźbi. Ćwiczę więc odwlekanie przyjemności, się czołgam, na małych głównie, bo wtedy  wyrabiam sobie ten mój dotąd niczego-nie-kończący charakterek. No bo tamten się nie sprawdził. A jak Einstein powiedział, to wiemy… Powtarzanie tych samych błędów… Szaleństwo. Więc stare już było i się nie sprawdziło, więc rzeźbię sobie nową mnie, staram się być konsekwentna, nie odpuszczać i ogólnie mieć dla siebie mniej wyrozumiałości niż dotychczas (oczyma duszy już widzę plusy…). No tyle, że tym razem pękłam. Uległam! Prawie, że natychmiast i bezrefleksyjnie. Ale sami przyznacie – musiałam.

O angielskim to wiecie.  O moich metodach pisałam w poście 11 sposobów na łatwą naukę języka angielskiego. Jedną z moich metod uczenia się angielskiego jest zanurzenie. To takie bardziej wsparcie psychiczne, chociaż przecież w toalecie podczytuję English Matters. Kubki – proszę bardzo – nie przyjdę koło motywu z Londynem obojetnie (nie…dzisiaj przeszłam, bo na kubku z Londynem napis po niemiecku był, brrrr). Nic tak dobrze nie robi jak drobna fiksacja. Możecie mi wierzyć, bo mam syna z Zespołem Aspergera i to fiksacja a nie geniusz czyni z niego specjalistę.

Więc reasumując zanurzam się a języku angielskim, w Anglii. Brytyjscy piosenkarze i próby czytania angielskiej poezji. Na półce (ha, ha, daleko mi do minimalistki) albumy o Anglii i książki in English. Tak się dwa lata temu zaczęłam zanurzać, że utonęłam w piosenkach Jamesa Blunta.

Tłumaczyłam teksty sama i sprawdzałam w tekstowo. Teraz sobie mogę “starego” Blunta pośpiewać w aucie. Tyle, że te dwa lata temu Blunt przestał już występować a ja przegapiłam wcześniejszy koncert w Polsce( W Polsce to się Blunt zblamował, ale wybaczam mu niestosowność postu i foty).  Myślałam sobie wtedy tak: przeczekam tę ciszę. Dziecko mu się urodzi i niechybnie wróci do występów. Kwestia czasu przecież. Ileż to artystów kończyło karierę wielokrotnie?

I wtedy padły słowa: gdy tylko wróci – jadę na koncert. Powiedziałam to głośno, do męża, przy innych świadkach. No nie ma bata! Przecież nie po to uczę się tego angielskiego i uczę, żeby nie móc na koncercie pośpiewać, czyż nie?

No i Blunt wrócił! Przeczuwałam ogłoszenie trasy koncertowej i albumu, bo obejrzałam sobie Blunta w Oxfordzie. Toż było wiadomo, że musi wrócić. Blunta w Oxfordzie możecie sobie obejrzeć TU. Żartowniś 😉

Słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Bilety drogie. Podchodziłam do nich z cztery razy, ilekroć zaś  – kwintesencja zanurzenia się wrzucałam do koszyka, serce mi drgało przy płaceniu. Niby tu bilecik 300 zł, ale to i tamto i robi się stówa więcej.

Pomyślałam sobie, że raz nie zawsze, dwa razy nie często, słowo droższe pieniędzy i jadę. Oto jadę do Berlina w październiku na koncert. Jeszcze nie wiem, jak to ogarnę. Jeszcze nie znam nowych piosenek (i umówmy się – nie są najlepsze), ale jadę. Jest to motywacja do zanurzenia się w angielskim po czubek głowy (tylko błagam nie mówcie, że muszę sobie niemiecki przypomnieć, toż gra w Berlinie).

Marzy mi się jeszcze koncert Adele, ale tutaj i daleko, i droższe bilety. I w ogóle nie znam jeszcze wszystkich piosenek. Ale może warto powiedzieć sobie już teraz, że jak Adele wyda album “30”, to będzie to właśnie ten moment – kwintesencja zanurzenia się?

No no, jedyny sposób, by pozbyć się pokusy, to ulec jej!

I uległam. A może ktoś z czytających bloga jedzie na ten koncert do Berlina?

 

Podziel się :)