“Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata” – recenzja książki

Fajnie byłoby tak podróżować w czasie i przestrzeni, no nie? No to jest okazja 🙂 “Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata” to historia o najpopularniejszych językach świata. Każdy język to nowa przygoda, zwroty akcji i pułapki.  Gaston Dorren zadbał o to, by nie było nudno.

Okazało się, że mam rację, angielski jest trudny 🙂

Być może mój entuzjazm jest spowodowany prostym mechanizmem psychologicznym. Lubimy mieć rację 🙂

Otóż w książce znalazłam dowody na to, że język angielski jest  trudny.

Kiedy rozmawiam z osobami posługującymi się angielskim, to słyszę: najłatwiejszy język na świecie. O języku angielskim często rozmawiamy w domu i nawet dzieci są przeciwko mnie. Czułam się wielokrotnie jak jakiś Don Kichot walczący z wiatrakami, sama przeciwko światu, z przesłaniem, że angielski to trudny język. Trudny i już. Choć oglądam seriale po angielsku (ciągle z napisami…) i czytam artykuły, to nigdy nie mam pewności, czy poprawnie wymawiam słowo, nawet najprostsze.

"Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata"

Gratka dla filologa, ale…

“Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata” to prawdziwa gratka dla filologa,  pełna przygód podróż w nieznane. Odkrycia gonią odkrycia i naprawdę jest tak, jak u Juliusza Verne’a. Jest dynamicznie, jak na śledztwo przystało. I z humorem. Perypetie autora przypominają mi o moich językowych wtopach a po opisie tłumaczenia zdania po wietnamsku, po prostu umarłam ze śmiechu  a potem pomyślałam: znów mnie ktoś wyprzedził. To ja mogłam to napisać!

Z wykształcenia jestem filologiem polskim i książka “Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata” to dla mnie prawdziwa perełka. Ale zrozumiałam, że to właśnie moje wykształcenie powoduje, że mam blokadę językową.  Chcę zbyt dobrze mówić, dobrze pisać i w ogóle patrzę na język inaczej.

“Kiedy mój wzrok przebiega po linijce wietnamskiego tekstu, to, co rejestruje mój mózg, można by oddać następująco (każda cyferka odpowiada jednemu wyrazowi, a może sylabie, kto wie): 1. Ktoś młody lub młoda 2. robi coś 3. w 4. jakimś miejscu 5. już ( a więc musi to być czas przeszły) 6. ponieważ 7. on/ona 8. chce – czy raczej chciał/a 9. được  (Boże, dopomóż, toż to “được”, które ma dziewięćdziesiąt dziewięć znaczeń – może chodzi tu o stronę bierną?) 10. musi to być czasownik, nie mam pojęcia który 11. to może być wszystko 12. dom (albo rodzina lub ekspert( 13. nie mam bladego pojęcia 14. nie wiem, zgubiłem się 15. wiele/wielu.”

Od czego zacząć lekturę?

Najpierw przeczytałam pierwszy rozdział o języku wietnamskim, by następnie zanurkować (zgodnie z kolejnością nauki) w rozdziały dotyczące języków, których się uczyłam: języka francuskiego, niemieckiego i angielskiego, zgodnie z kolejnością nauki. Przestrzegam przed takim czytaniem, bo jak się natrafia na porównania “jak to jest w języku…”, to zwyczajniej ciężej, kiedy się jeszcze nie czytało. Ale jak nie zacząć od tego, co nas bezpośrednio dotyczy?

Babel W dwadzieścia języków dookoła świata recenzja książki

“Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata” – wydało się: wiem zbyt mało

Ze zgrozą stwierdziłam, że naprawdę mało wiem o obcych językach i kulturach.  Zatrzymałam się na kwestii zapożyczeń (że są) i neologizmów. Znam oczywiście określenia “deklinacja” czy “koniugacja”, części mowy czy inne fachowe słownictwo. Ale to akurat nie jest konieczne, by mieć frajdę z lektury. Nie myślałam albo raczej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo język się zmienia na przestrzeni lat. Przykłady mojej niewiedzy? Proszę bardzo!

Język jawajski jest językiem zagrożonym. Dlaczego? Użytkownicy języka używają w domu języka obcego, bo ich naturalny jest trudny i… podzielony. Mamy jawajski oficjalny (krama) i jawajski mniej formalny(ngoko), z osobnym słownikiem dla każdego. Nie można mieszać słów, to surowo zabronione. Dlatego rodziny w domu posługują się indonezyjskim.

Historie niektórych języków są krwawe, łącznie z samopodpaleniem w imię obrony języka, traktowanego jako “bóstwa” – taka jest historia języka tamijskiego.

Nie wiedziałam, że istniała funkcja “substytutora”. Każde słowo obce, które przeniknęło do języka tureckiego, powinno zostać zastąpione rodzimym odpowiednikiem i tym zajmowali się substytutorze – szukali substytutów używanych dotąd słów obcych. Miało to swoje zaskakujące konsekwencje. Przemówienie wodza z 1927 roku  nie było rozumiane  w roku 1965 przez młode pokolenie.   To jakby nie rozumieć mowy dziadków! Na szczęście pojawił się pewien człowiek, który przedstawił teorię, że wszystkie języki pochodzą od języka tureckiego. Jeśli język turecki jest językiem nadrżednym, może pożyczać od swoich dzieci 🙂

Niektóre z politycznych decyzji wpływają na to, jak podchodzimy do języków dzisiaj. Francuzi tak bardzo walczyli o to, by mówić jednym językiem, a potem by mówić językiem salonów, tak mocno egzekwowali ustanowione prawa w przestrzeganiu norm językowych, że widzimy to i dzisiaj – w niechęci do nauki języków obcych oraz… w niepewności rodzimych użytkowników francuskiego co do tego, czy w ogóle mówią dobrze.

Mój ulubiony – język angielski (którego przez pół życia nienawidziłam) też ma bogatą historię. Historię upraszczania. Świadoma wpływów języka francuskiego na język angielski, baczniej przyglądam się wyrazom. Teraz dotarło do mnie, że angielski ma dosyć krótką historię bycia “linqua franca”. W zasadzie od II Wojny Światowej możemy mówić o jego rozprzestrzenianiu się. Ale stopniowe upraszczanie języka (który jest z rodziny języków starogermańskich i wystarczy popatrzeć na język niemiecki, by zauważyć, o jak wielkim uproszczeniu mowa) nie służy tym, dla których język angielski jest językiem naturalnym. Bo… bo obecnie angielski jest językiem niepodobnym do żadnego innego. Łatwiej uczyć się języka, gdy jest jakiś wspólny mianownik z innym, który choć trochę znamy. Nie ma mianowników. To sprawia, jak pisze autor, że większość Anglików jest “boleśnie jednojęzyczna”.  Trudno mi uczyć się języka, który w żaden sposób nie przypomina tego, czego uczyłam się wcześniej. Jedyna nadzieja w tym, że dalej będę tropiła wpływy francuskie 🙂

Który język jest najdziwniejszy?

Języki można do siebie porównywać na skali “dziwności”. I taki angielski, bez deklinacji czy ze skąpą koniugacją, jest językiem dziwnym. Bo ma mnóstwo innych wyznaczników dziwności niż pozostałe języki. Na pierwszym miejscu na skali “dziwności” jest język niemiecki, choćby za słowa, które składają się z wielu, wielu, wielu innych i rozszyfrowywanie znaczenia zdań od końca (bo tam stoi czasownik).   Osobiście, subiektywnie dałabym tam wietnamski, może dlatego że urzekły mnie perypetie autora z nauką tego języka, a może trudno mi sobie wyobrazić “tony” w wymowie wyrazu (jak to – 6 różnych tonów dla wyrazu, by nadać mu znaczenie?) i skomplikowane użycie zaimków, które stanowi, w moim odczuciu, bardziej grę niż gramatykę. Ja mogę zwrócić się do Ciebie tak, ale jak ja się zwrócę tak, to wtedy Ty musisz tak, uwzględniając X, Y, Z. Zdumiewające!

Tak sobie myślę, że dobrze udać się w taką językową podróż. Zwłaszcza, gdy wybieramy się w podróż do kraju, w którym mówi się w jednym z języków wieży Babel.  Dobrze, gdy ta wiedza o językach jest podana z humorem a opowieść dynamiczna.

Ta książka ma coś z opowieści Duhigga o nawykach czy  Jamesa Wallmana o zmęczeniu rzeczami. To ten sposób konstruowania opowieści, który wciąga i który z trudnego robi łatwe a z potencjalnie nudnego – ciekawe.  Polecam, na wakacje jak znalazł!

Podziel się :)