No co Ty z tą psychologią zrobisz?

By | 20 stycznia 2021

Pamiętasz taki dowcip: spadający samolot, rolowanie paszportów i “a teraz możecie sobie je w d… włożyć”? Dokładnie takie odpowiedzi podsuwa mi głowa, kiedy ktoś pyta, co ja z tą psychologią zrobię. No w dupę sobie włożę. Prawda, że się ciśnie? Samo?

Po co Ci ta psychologia? No że jeszcze Ci się chce.

Potrzebna mi ta psychologia. Tak, chce mi się.

Przez ludzi, którzy zadają mi takie pytania, a zdarzają się takie nawet wśród bliskich mi osób, przemawiają:

  • brak otwartości
  • brak tolerancji
  • brak elastyczności
  • zwykłe lenistwo

Oczywiście nie jest to moja profesjonalna diagnoza. Uff, jakie szczęście, że jeszcze nie jestem psychologiem. Mogę zwyczajnie, po ludzku, powiedzieć, co czuję.

Mogę oczywiście rozmyślać o tych pytaniach również w kontekście psychologii. I tak robię. Rozmyślam sobie na przykład o mechanizmach obronnych. O projekcjach. O zarzucaniu mi tego, czego się ktoś boi. O tym, że ktoś właśnie może porównuje moje życie do swojego i wychodzi mu za dużo kanapy w tym życiu.

I myślę sobie też, a jakże, że czemu mnie to uderza? A bo może mam też strach w sobie: co dalej. Tę niepewność.

Ale patrz: jestem na IV roku i piszę pracę. Mam 46 lat. Jeszcze 14 lat pracy zawodowej.

Prawdziwa wolność jest, gdy rozczarujesz tych, na których Ci zależy

Ostatnio przez sieć przewijają się różne memy o wolności i rozczarowywaniu innych.

Zanim Internet zaczął szaleć, Pani Sabinka Sadecka (u której szkolę się w terapii akceptacji i zaangażowania) wrzuciła post na Facebooku właśnie o tej wolności  i rozczarowaniu. I przywołała serial “Rita”, który, rozumiesz, musiałam od razu wciągnąć, bo dawał mi wszystkie odpowiedzi. Serio.

I główna bohaterka tego filmu, nauczycielka, faktycznie, rozczarowuje innych. Ma swoje problemy, no potrzebuje pomocy. Ale jest sobą. Wielokrotnie mierzy się z tym, że rozczarowuje. I w pewnym sensie: tak, jest wolna.

Więc myślę sobie tak…

Mogę rozczarowywać ludzi, no bo jednak ktoś może czuć się rozczarowany tym, że wyłożyłam tyle kasy i dupa z magistra psychologii i późniejszej kariery. Sądzę, że rozczarowany mógłby być mój mąż, jeśli nie zmienię profesji. Wszak studia kosztują. Narzekanie na korpo też go pewnie nudzi.

No dobra, poszłam na studia. Co najgorszego może się stać? Popatrzmy…

  • No mogę studiów nie skończyć.
  • Mogę je skończyć i dalej pracować w korpo, zaprzepaszczając tym samym całą moja wiedzę i umiejętności.
  • I mogę je skończyć (już przeca blisko) i iść zawodowo tą drogą.

Tak czy siak moja strata to w teorii czas i kasa.

Tylko w teorii, bo w praktyce nie ma strat.  Jest wiedza i umiejętności, które będą ze mną do końca życia. To naprawdę wiele.

Więc olać idiotyczne pytania z podtekstem “bidulko, no co Ty zrobisz z tą psychologią?”.

Olewam te wszystkie pytania.  Ty też olewaj.  Twoje życie.

Czy słyszałaś/ słyszałeś o old young?

Jeśli nie, doczytaj.

I pomyśl: jakim życiem chcesz żyć?

  • Marnując swoje marzenia, potencjał, bo ktoś inny zasiał Twoją wątpliwość

Czy może

  • Bawiąc się świetnie, poznając ludzi, zdobywając wiedzę i umiejętności?

Sprawdza się dla mnie jedna kluczowa życiowa zasada: bądź sobą.

Jesteś?

Bo zegar tyka.

Podziel się :)